niedziela, 31 sierpnia 2014

I BMW Półmaraton Praski (Warszawa) - relacja

31 sierpnia 2014 roku można uznać za dzień wyjątkowy. W Warszawie po raz pierwszy w historii zorganizowano BMW Półmaraton Praski. Tym samym można powiedzieć, że Warszawa staje się powoli najbardziej rozbieganą stolicą na świecie. No, bo która światowa stolica może poszczycić się dwoma dużymi imprezami maratońskimi, dwoma dużymi półmaratonami i wieloma innymi biegami na krótszych dystansach. Kiedy spojrzy się na ilość zawodów organizowanych w tym roku w Warszawie, wygląda to naprawdę imponująco. Nowe imprezy biegowe powstają jak grzyby po deszczu, i to nie tylko w Warszawie, ale także w innych miastach i miasteczkach. Polska naprawdę nam się ostatnio rozbiegała i trzeba przyznać, że jest to bardzo pozytywne zjawisko. 

Przejdźmy już jednak do naszego biegu. Mimo tego, że imprezę tą zorganizowano z dużym rozmachem, organizator nie ustrzegł się bardzo poważnych wpadek. BMW Półmaraton Praski jest jedną z niewielu imprez w Warszawie organizowanych po prawej stronie Wisły. Większość półmaratonów czy maratonów zahacza przeważnie jedynie o Stadion Narodowy, a następnie całość biegu prowadzona jest już lewą stroną Wisły. BMW Półmaraton Praski częściowo odszedł od tej tradycji. Start także odbywał się spod Stadionu Narodowego, jednak cała dalsza część trasy przebiegała już po prawej stronie Wisły, jedną z najpopularniejszych warszawskich ulic - Wałem Miedzeszyńskim. Jak twierdzi organizator, jest to powrót do korzeni maratonu w Warszawie. Pierwszy masowy bieg maratoński w Warszawie - Maraton Pokoju, także zorganizowano w całości po prawej stronie Wisły. Wtedy biegacze wystartowali ze Stadionu Dziesięciolecia (to na jego miejscu stworzono obecny Stadion Narodowy), przebiegli wzdłuż torów kolejowych do Falenicy, skąd następnie wrócili Wałem Miedzeszyńskim do Stadionu Dziesięciolecia.

No dobrze przejdźmy już jednak do konkretów. Ważnym elementem każdego dużego biegu masowego jest odbiór pakietów startowych. W przypadku BMW Półmaratonu Praskiego, zawodnicy mieli aż 9 dni na odbiór pakietów. Biuro zawodów zorganizowano w miejscu dość nietypowym, warszawskiej Soho Factory, swoistej mini dzielnicy artystycznej mającej być odpowiednikiem nowojorskiego SoHo. Jest to miejsce usytuowane w samym centrum Pragi i wbrew pozorom niezbyt popularne. Umieszczenie tutaj biura zawodów było, więc dość ciekawym posunięciem ze strony organizatora podkreślającym charakter tego biegu. W końcu to półmaraton praski. Ja odbierałem nasze pakiety w poniedziałek w godzinach popołudniowych i ruchu nie było praktycznie żadnego. Wszystko odbyło się, więc bardzo sprawnie. W pakiecie otrzymałem numer startowy z wbudowanym chipem, ulotki od sponsorów, jakieś specjalne tabletki uzupełniające minerały i bardzo fajną koszulkę (z małą ilością nadruków sponsorskich i w mocno zawyżonym rozmiarze, co mimo tego, że spotkało się z krytyką niektórych biegaczy, było jak dla mnie sporym plusem). W pakiecie znalazła się również mała książeczka, w której znalazły się wszystkie niezbędne informacje odnośnie biegu. W zasadzie jedynym minusem był fakt, że nie istniała możliwość odbioru pakietu startowego w dniu biegu, co mogło być trochę problematyczne dla biegaczy spoza Warszawy.

Sporym atutem tego biegu była godzina jego rozgrywania. Sierpień w Polsce jest miesiącem dość nieobliczalnym, dlatego ustalenie godziny startu na 9:00 było moim zdaniem dość rozsądnym posunięciem. Nie za bardzo tylko rozumiem, dlaczego start biegu dla dzieci został przewidziany już na godzinę 8:20. Bieg ten spokojnie można było rozpocząć już po wystartowaniu półmaratonu, tym bardziej, że dzieci miały do pokonania jedynie 500 metrów. A tak zrobiło się tylko spore zamieszanie, ponieważ trasę ustalono w strefie miasteczka biegowego, gdzie kręciło się wielu półmaratończyków nerwowo szykujących się do startu.

Co do samego miasteczka biegowego nie mam większych zastrzeżeń. Ilość toalet była wystarczająca, depozyty zorganizowano bardzo sprawnie, na jego terenie znalazło się wiele atrakcji dla dzieci i kibiców, a z takich fajnych elementów było wystawienie specjalnych mobilnych umywalek, które umożliwiły sympatyczne odświeżenie po biegu. Mam tylko małe zastrzeżenia co do szatni. Postawiono 2 olbrzymie namioty, jeden dla mężczyzn, a drugi na kobiet, w których jak na taką ilość uczestników miejsca było dość mało, a do tego ze względu na brak sensownej wentylacji było w nich niemiłosiernie gorąco.

O 8:30 zorganizowano krótką rozgrzewkę dla zawodników, a przed 9:00 wszyscy zawodnicy ustawili się w swoich strefach startowych podzielonych ze względu na deklarowany czas ukończenia biegu. W każdej z tych stref można było skorzystać z pomocy pacemaker'ów. Generalnie do tej pory wszystko wskazywało, że zapowiada się naprawdę fajny bieg. Obiecano, że punkty wodą zostaną umieszczone na trasie co 3 lub 4 kilometry, poza tym w niektórych z nich miały się znaleźć banany, a nawet żele, dostarczone przez jednego ze sponsorów. Przyszłość pokazała, że nie do końca wyglądało to tak różowo.

I BMW Półmaraton Praski wystartował o godzinie 9:00. Trasa była prosta i konkretna. Szybki zbieg na Wał Miedzeszyński, którym najpierw biegło się 10 kilometrów w jedną stronę, żeby potem zawrócić i pobiec tą samą trasą w drugą stronę. Najbardziej zdziwiło mnie w tym wszystkim to, że ulica ta była całkowicie zamknięta dla ruchu samochodowego. Tak, jak już wcześniej wspominałem Wał Miedzeszyński to jedna z najbardziej ruchliwych ulic w Warszawie, dlatego zamknięcie jej w obu kierunkach musiało naprawdę mocno sparaliżować ruch samochodowy po prawej stronie Wisły. My jednak mieliśmy w tym momencie trochę inne zmartwienia. Pogoda nie była specjalnie korzystna. Owszem, niby były jakieś chmury, ale przy tym było dość bezwietrznie i parno i nie ukrywam, że nie biegło nam się najlepiej. Na szczęście słońce było tego dnia dość łaskawe i przebiło się między chmurami jedynie na parenaście minut. Jednym słowem pogoda nie była najgorsza, ale porównując ją do tego, co działo się w Warszawie parę dni wcześniej trzeba przyznać, że mogłaby być dużo lepsza.

Pierwsze parę kilometrów biegło nam się bardzo sympatycznie. Jakież było nasze zdziwienie kiedy na 4 kilometrze zamiast planowanego punktu z wodą ujrzeliśmy bezradnych wolontariuszy i puste stoliki. Okazało się, że punkty z wodą były zdecydowanie za małe. Wolontariusze nie nadążali z przelewaniem wody do kubeczków i biegacze chwytali pełne 0.5 i 1.5 litrowe butelki wody mineralnej, przez co jak się łatwo domyślić szybko tej wody zabrakło. Podobno wody starczyło jedynie dla zawodników biegnących na czas poniżej 1 godziny i 45 minut. Pozostali biegacze zbierali porozrzucane plastikowe butelki, w których zostało jeszcze trochę wody i korzystali z tych resztek. Na szczęście trzeba przyznać, że każdy robił co mógł, żeby oszczędzić trochę wody dla tych biegnących wolniej. Butelki, które miały tej wody trochę więcej zawodnicy sobie wzajemnie przekazywali lub odkładali z boku trasy, tak, żeby mogły je przejąć kolejne osoby. Sytuacja ta powtórzyła się na kolejnych 3 punktach z wodą. Potem na szczęście sytuację trochę opanowano i na każdym stanowisku jakąś wodę można było już znaleźć. Za 11 kilometrem wolontariusze rozdawali także banany i żele. Jednak największym szokiem było dla mnie stanowisko, w którym rozdawano całe jabłka. Nie jestem jakimś wielkim ekspertem jeśli chodzi o bieganie, ale nie wiedziałem jeszcze biegu, w którym biegaczom rozdawano by podczas biegu jabłka i to na dodatek w całości. No cóż, człowiek uczy się przez całe życie. Jeden zawodnik przede mną nawet chwycił takie jabłuszko i zaczął najnormalniej w świecie iść i je jeść. Ciekawy jestem, czy dużo było takich osób. :)

Wracając jednak do biegu, biegło mi się naprawdę fajnie, jednak na 19 kilometrze totalnie mnie ścieło. Trochę mnie to zaskoczyło, ponieważ nic na to nie wskazywało. Jakoś dotruchtałem jeszcze do mety, ale bieg ten po raz kolejny mi udowodnił, jak fascynujące jest bieganie długodystansowe. Niby dobrze się czujesz, a tu nagle czegoś ci zabraknie i tracisz wszelkie siły. Swoją drogą, ciekawy jestem co u mnie zawiodło. Być może narzuciłem sobie na początku zbyt mocne tempo. Zwykle podczas półmaratonu zaczynam przyspieszać na 10 kilometrze, tuż po zażyciu mojego ulubionego żelu. Tutaj czułem się na tyle dobrze, że ruszyłem już od 5 kilometra. Być może ta taktyka zemściła się pod koniec biegu, tym bardziej, że warunki atmosferyczne nie były jak dla mnie specjalnie optymalne, a może przyczyną takiego kryzysu był brak wody na początkowych kilometrach. Z drugiej jednak strony, dobrze, że chociaż udało mi się cały dystans przebiec i nie musiałem już pod koniec maszerować, a takich "piechurów" mijałem naprawdę sporo. Po przekroczeniu linii mety, każdy zawodnik otrzymał pamiątkowy, całkiem spory medal i aż 1.5 litrową butelkę wody. Dawno woda nie smakowała mi tak bardzo. Niestety na trasie nie było jej za wiele.

Reasumując, BMW Półmaraton Praski w Warszawie mógł być naprawdę super biegiem, gdyby nie ta skandaliczna wpadka z brakiem wody na pierwszej połowie dystansu. Co gorsze, problem ten dotyczył przede wszystkim tych wolniejszych zawodników, dysponujących mniejszym doświadczeniem lub też debiutujących na dystansie półmaratońskim, dla których regularne nawadnianie jest bardzo ważne. Sam widziałem na tym biegu 3 karetki jadące na sygnale. Mam nadzieję, że powodem tych interwencji, nie były problemy spowodowane niewystarczającą ilością wody na trasie. Z jednej strony to dobrze, że Warszawa doczekała się drugiej dużej imprezy półmaratońskiej, z drugiej jednak strony takie wpadki, szczególnie w okresie letnim, kiedy warunki do biegania potrafią być naprawdę uciążliwe są naprawdę niedopuszczalne. Szkoda, bo ta impreza mogła zadebiutować naprawdę w bardzo efektowny sposób. Wszystko przynajmniej na to wskazywało. Teraz pozostaje mieć tylko nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski ze swoich błędów i zorganizują w przyszłym roku imprezę, o której będzie się można wypowiadać jedynie w samych superlatywach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz