Run Toruń to jedna z najważniejszych imprez biegowych
odbywających się od paru lat w Toruniu. W zawodach tych miałem
przyjemność brać udział już w zeszłym roku i przywiozłem z nich bardzo
miłe wspomnienia, dlatego w tym roku namówiłem pozostałe Pędzące Żółwie
na wyjazd do Torunia i start w tegorocznym biegu. Niestety muszę z
przykrością stwierdzić, że w przeciwieństwie do poprzedniej edycji biegu
tym razem nie obyło się bez paru sporych wpadek organizatorów.
Zacznijmy jednak od początku.
Run Toruń jest imprezą dość specyficzną, ponieważ start i meta biegu
znajdują się w dwóch zupełnie innych miejscach. Podobnie jak w zeszłym
roku, bieg rozpoczynał się w okolicy centrum handlowo-rozrywkowego Toruń
Plaza. Było to bardzo wygodne rozwiązanie dla wszystkich biegaczy,
którzy przybyli na bieg samochodem, ponieważ w okolicach obiektu
znajduje się sporo miejsc parkingowych. Meta biegu znajdowała się zaś w
samym centrum Starego Miasta. Po zakończeniu biegu, wszyscy uczestnicy,
którzy chcieli wrócić w okolice centrum handlowego mogli skorzystać z
transportu zapewnionego przez organizatora. My jednak zaparkowaliśmy w
tym roku auto na Starym Mieście i na start udaliśmy się tramwajem, więc
nie za bardzo wiemy jak ten transport wyglądał w praktyce.
Samo biuro zawodów znajdowało się wewnątrz centrum handlowego. Niby
wygodne rozwiązanie, bo nie trzeba było marznąć na zewnątrz, a w tym
roku było naprawdę zimno, jednak miejsce, które wybrano na rozstawienie
całego zaplecza było troszkę ciasne. Odbiór pakietów możliwy był przy
paru stanowiskach podzielonych według numerów startowych. Pakiety można
było również odbierać dzień wcześniej. Wszystko odbywało się dość
sprawnie, a kolejki były niewielkie.
Na szczególną uwagę zasługuje pakiet startowy biegu. Pamiętam, że w
zeszłym roku byłem naprawdę mocno zaskoczony jego wielkością i składem,
dlatego byłem bardzo ciekawy co organizatorzy przygotują dla biegaczy w
tym roku. W pakiecie znalazł się numer startowy oraz chip do pomiaru
czasu, napój izotoniczny, płatki kukurydziane, mapa rowerowa, masa
gadżetów od sponsorów biegu i spory worek na depozyt. Całkiem nieźle.
Fakt, że biuro zawodów znalazło się w centrum handlowym spowodowało,
że nie można było znaleźć żadnych szatni, dlatego korzystano z toalet w
samym Toruń Plaza. W praktyce spowodowało to, że wielu biegaczy
wykorzystywało kabiny w toaletach jako przebieralnie, blokując je tym,
którzy chcieliby skorzystać w nich w innym celu. Myślę, że w przyszłym
roku organizatorzy powinni pomyśleć nad jakimś innym rozwiązaniem, jeśli
chodzi o szatnie i toalety w okolicach startu biegu. Być może,
rozsądnym rozwiązaniem byłoby rozstawienie jakiś dodatkowych namiotów w
okolicach startu, które można by było wykorzystać jako szatnie.
W związku z biegiem Run Toruń organizatorzy zapewnili także parę
dodatkowych atrakcji. Dzień wcześniej uczestnicy biegu mogli skorzystać z
możliwości zwiedzenia Stare Miasta z przewodnikiem, a wieczorem
zorganizowano imprezę sportowo-rozrywkową z wieloma nagrodami. Nie było
nam niestety dane w niej uczestniczyć. W dniu biegu między 9:00 a 10:30
zorganizowano zaś spotkanie ze słynną polską pływaczką, Otylią
Jędrzejczak.
Wróćmy jednak do samego biegu. Około godziny 10:40 udaliśmy się w
kierunku startu. Pogoda do biegania była świetna. Duże zachmurzenie i
niska jak na maj temperatura była świetną informacją dla biegaczy,
którzy planowali tego dnia osiągnąć jakiś dobry wynik. W okolicy startu
znajdowała się ciężarówka, która została wykorzystana jako depozyty.
Wszyscy biegacze, którzy oddali do niej swojej rzeczy, mogli je później
odebrać już w okolicach mety na Starym Mieście. Przed samym biegiem
zorganizowano rozgrzewkę dla biegaczy i wszyscy powoli zaczęli się
ustawiać w okolicach startu. Z takich fajnych i ciekawych akcentów,
każdy uczestnik biegu mógł wziąć sobie balon wypełniony helem, na którym
mógł napisać swój planowany czas biegu. Tuż przed strzałem startera
wszystkie balony zostały puszczone w górę. Efekt był całkiem fajny.
Punktualnie o godzinie 11:00, bieg wystartował. Na starcie stanęło
prawie 1300-u biegaczy. Trasa Run Toruń jest naprawdę niezwykła.
Prowadzi ona przez najważniejsze miejsca w Toruniu, w tym także przez
słynną MotoArenę, jeden z największych i najpiękniejszych stadionów
żużlowych na świecie. Biegacze po raz kolejny mogli przebiec po torze,
którym na co dzień jeżdżą żużlowcy. Bardzo fajne urozmaicenie. Na
dodatek w tym roku atmosfera na stadionie była wyjątkowa, ponieważ w tym
samym czasie odbywały się na nim jakieś zawody rowerowe. Jednak sam
dobieg do stadionu pozostawiał wiele do życzenia. Służby miejskie
niedostatecznie zabezpieczyły trasę biegu i biegacze musieli się
przedzierać między samochodami, które jakimś dziwnym trafem znalazły się
na trasie biegu. Troszkę dziwna sprawa i takie sytuacje na takim
masowym biegu nie powinny mieć miejsca.
Za samą MotoAreną było już znacznie lepiej. Trasa prowadziła dość
szeroką drogą wzdłuż Wisły, aby następnie wkroczyć na teren Starego
Miasta pełnego turystów. Szczególnie ta końcówka biegu była wyjątkowa,
ponieważ wzdłuż trasy było masę ludzi i atmosfera była naprawdę fajna.
Super pomysłem było także zaangażowanie do dopingu dzieci z różnych
toruńskich szkół. Ich doping był naprawdę bardzo głośny i motywujący.
Dzięki takim elementom, atmosfera tego biegu jest naprawdę wyjątkowa.
Trasa tegorocznego Run Toruń nie była szczególnie wymagająca jeśli
chodzi o pofałdowanie terenu. Znajdowało się na niej parę lekkich
podbiegów i zbiegów, ale raczej nie były one specjalnie uciążliwe Dużo
bardziej wymagającym elementem była zaś nawierzchnia. W dużej części
trasy zawodnicy biegli po dość niewygodnych i nierównych kamieniach.
Szczególnie pod koniec trasy na Starym Mieście było to dość uciążliwe.
Taka już jednak specyfika Torunia i tego biegu. Ideą tej trasy jest
pokazanie najważniejszych miejsc w mieście i pod tym względem sprawdza
się znakomicie.
Po dobiegnięciu na metę, na biegaczy czekały piękne medale, butelka
wody niegazowanej oraz obfity posiłek. Największym mankamentem, który
naprawdę mocno rozczarował i zdenerwował uczestników biegu, była słaba
organizacja wydawania rzeczy z depozytów. Kolejka była ogromna. Na
dodatek było bardzo zimno i wielu rozgrzanych biegaczy zaczęło mocno
marznąć. Wydawanie rzeczy trwało straszliwie długo. My czekaliśmy w
kolejce ponad 30 minut. Trochę słabo. Ciekawy jestem ilu uczestników z
tego powodu obudziło się następnego dnia z przeziębieniem. Jest to o
tyle denerwujące, że podobno w zeszłym roku takiego problemu w ogóle nie
było. Wydawanie rzeczy było dużo lepiej zorganizowane i odbywało się
sprawniej. Sam pamiętam, że nie stałem wtedy w żadnej kolejce i rzeczy
odebrałem od razu. Być może organizatorów przerosła liczba uczestników. W
zeszłym roku startowało 800 biegaczy, w tym roku prawie 1300.
Na szczęście po odebraniu rzeczy można było się przebrać i ogrzać w
bardzo ciepłych namiotach ustawionych w pobliżu mety. Szkoda tylko, że
nie rozstawiono w nich żadnych ławek lub krzeseł. Z drugiej jednak
strony, dobrze że było chociaż ciepło, co po kilkudziesięciu minutowym
staniu w kolejce do depozytów było miłym udogodnieniem.
Muszę przyznać, że po tej imprezie wróciliśmy z Torunia z mieszanymi
uczuciami. Marznięcie i stanie w tej kolejce po rzeczy naprawdę nas
dobiło. Szkoda, że organizatorzy nie ustrzegli się tak poważnej wpadki.
Część biegaczy twierdziło także, że sama trasa, mimo tego, że ma atest
była za długa o 200 metrów. Ciężko mi się do tego odnieść, ponieważ nie
posiadam zegarka z GPS'em i nigdy nie mierzę dystansu podczas biegu.
Jednak nie zmienia to faktu, że Run Toruń to bardzo ciekawa impreza
biegowa, a bieganie po MotoArenie i Starym Mieście pełnym dopingujących
ludzi to naprawdę niezwykłe przeżycie, które zawsze będziemy miło
wspominać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz