niedziela, 13 kwietnia 2014

II Orlen Warsaw Marathon - relacja

Kiedy rok temu Orlen ogłosił, że zorganizuje w Warszawie mistrzostwa Polski w maratonie, w świecie biegackim zawrzało. Wielu biegaczy nie było w stanie zrozumieć jakim cudem debiutująca impreza od razu otrzymała status mistrzostw Polski w najbardziej prestiżowej konkurencji biegowej. Na dodatek część biegaczy uznało ją za próbę zmarginalizowania organizowanego od wielu lat wrześniowego maratonu Fundacji "Maraton Warszawski". Prawdę mówiąc nie za bardzo wiem dlaczego. Imprezy w żaden sposób na siebie nie nachodziły i moim zdaniem to bardzo fajnie, że stolica doczekała się dwóch liczących się biegów maratońskich. Faktycznie, mogło wydawać się to trochę kontrowersyjne, że zawody te tak szybko otrzymały status mistrzostw Polski, jednak patrząc na ich oprawę, pulę nagród oraz niezwykle mocną stawkę zawodników, szczególnie tych z zagranicy, wybór taki wydawał się uzasadniony.

Pierwsza edycja przyciągnęła do siebie biegaczy niezwykle korzystną opłatą startową i niesamowitym pakietem startowym. Zawodnicy mieli kilka dystansów do wyboru, dzięki czemu każdy mógł znaleźć jakiś bieg dla siebie. To spowodowało, że w imprezie wystartowało naprawdę wielu uczestników. Organizatorzy twierdzili, że w pierwszej edycji Orlen Warsaw Marathon wzięło udział około 27 tysięcy zawodników. Po takim spektakularnym sukcesie pierwszej edycji wszyscy z niecierpliwością czekali, co Orlen zaoferuje nam w tym roku.

Druga edycja Orlen Warsaw Marathon nie zawiodłą moich oczekiwań. Wszystko zostało zorganizowane z wielkim rozmachem. Na starcie pojawiło się wielu znakomitych zawodników, w tym także brązowy medalista ubiegłorocznych mistrzostw świata w Moskwie, Tola Tadesse. Start w maratonie zapowiedział także jeden z najlepszych europejskich maratończyków, Polak Henryk Szost, który po zupełnie nieudanej poprzedniej edycji (kontuzja w czasie biegu) obiecał ostrą walkę.

Szykowała się naprawdę niesamowita impreza. Oczywiście Pędzące Żółwie nie mogły jej odpuścić. Nie czuliśmy się jednak odpowiednio wytrenowani do maratonu, dlatego wystąpiliśmy jedynie w biegu na 10 kilometrów. Pierwszym etapem każdej z takich dużych imprez biegowych jest odbiór pakietu. Biuro zawodów znajdowało się na terenach wokół Stadionu Narodowego. Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego organizatorzy tej imprezy nie starają się wykorzystać zaplecza stadionu, tak jak robi chociażby to Fundacja "Maraton Warszawski". Jest to bardzo wygodne rozwiązanie zarówno dla organizatorów, jak i biegaczy. Z tego co widziałem na samym Stadionie Narodowym odbywa się jedynie Pasta Party dla maratończyków. Zamiast tego wokół stadionu rozstawiono masę namiotów. Wśród nich znalazł się olbrzymi namiot na towarzyszące zawsze takim dużym imprezom Expo, dwa namioty przeznaczone na biura zawodów (oddzielne dla maratonu i biegu na 10 kilometrów) oraz namioty na depozyty i niezwykle wygodne szatnie dla biegaczy.

Odbiór pakietów został zorganizowany bardzo profesjonalnie. Numery podzielono na bardzo wiele stanowisk, a odbiór był możliwy aż przez 4 dni. Jednak podobnie jak w tegorocznym Półmaratonie Warszawskim nie można było odebrać pakietu w dniu biegu. W skład pakietu w biegu na 10 kilometrów wchodziła koszulka techniczna, napój izotoniczny, specjalny worek z logo biegu i tradycyjnie masa jakiś kuponów i ulotek. Uczestnicy maratonu zamiast worka otrzymali zaś plecak.

Maraton, jak również bieg na 10 kilometrów miały rozpocząć się punktualnie o godzinie 9:30. Jak to zwykle bywa podczas imprez na Stadionie Narodowym, zaparkowanie samochodu w okolicach obiektu okazało się olbrzymim wyzwaniem. My przyjechaliśmy pod stadion już około 8:00, więc bez problemu znaleźliśmy jeszcze jakieś miejsca. Jednak komunikacja miejska była tego dnia dużo rozsądniejszym rozwiązaniem.

Podobnie jak w zeszłym roku na terenach wokół stadionu wydzielono strefę przeznaczoną tylko i wyłącznie dla biegaczy posiadających numer startowy. W strefie czekały już ściśle podzielone stanowiska na depozyty oraz bardzo wygodne szatnie. W zasadzie jedynym mankamentem strefy dla biegaczy była niewystarczająca ilość toalet oraz słabe ich oznaczenie.

Start do tegorocznych biegów odbył się dość nietypowo. Zarówno maratończycy jak i biegacze na 10 kilometrów startowali z Wybrzeża Szczecińskiego dokładnie o tej samej godzinie. Z tym, że maratończycy biegli w stronę mostu Poniatowskiego, a biegacze na 10 kilometrów w stronę mostu Świętkokrzyskiego. Doprowadziło to do nerwowej sytuacji tuż przed startem biegów, kiedy to spóźnieni biegacze na 10km przechodzili do swoich stref po trasie maratonu. Na szczęście sytuację szybko udało się opanować i biegi wystartowały w miarę punktualnie.

Podobnie jak w zeszłym roku wystartowało dużo więcej biegaczy na 10 kilometrów niż maratończyków. Pędzące Żółwie miały swoich reprezentantów tylko w biegu na tym krótszym dystansie. Trasa na 10 kilometrów była dość ciekawa. Przebiegała przez most Świętokrzyski, Wisłostradę i okolice Starego Miasta. Znalazł się na niej jeden dłuższy podbieg na ul. Sanguszki oraz piekielnie szybki zbieg ulicą Tamka. Jednym słowem, stosunku do poprzedniej edycji trasa była dokładnie taka sama, a zmieniono jedynie kierunek biegu. Swoją drogą dość ciekawy pomysł. Co do trasy maratonu nie będę się wypowiadał, ponieważ nie biegliśmy nią i nie potrafimy jej ocenić. Bieg przebiegliśmy sympatycznym lekkim tempem. Duża ilość uczestników nie pozwoliła na osiągnięcie jakiś super czasów, ale nie ukrywam, że jeszcze nigdy zbieg na jakiejkolwlek trasie nie sprawił mi tyle frajdy co zbieg ulicą Tamka, szczególnie w jej najstromszej części.. W końcu mogłem poczuć, jakim tempem biegają zawodowcy :)

Po przekroczeniu linii mety musieliśmy trochę poczekać w kolejce na odbiór medali, napoju izotonicznego oraz wody. Następnie szybko przebraliśmy się i czekaliśmy na finisz najszybszych maratończyków. Niespodzianek nie było. Bieg wygrał faworyt, brązowy medalista mistrzostw Świata w Moskwie, Tola Tadesse, który osiągnął nad rywalami olbrzymią przewagę. Wspaniałą wiadomością dla Polaków, było trzecie miejsce Henryka Szosta, który został tym samym mistrzem Polski w maratonie. Wszyscy zawodnicy zostali przywitani na mecie olbrzymimi brawami. Swoją drogą, jeszcze nigdy nie widziałem, żeby w polskim biegu startowało tylu ciemnoskórych zawodników. Widać, że Orlen Warsaw Marathon przyciągnął na start wielu naprawdę wspaniałych biegaczy. Bieg na 10 kilometrów ukończyło 8812 biegaczy, a maraton 5812-u. Naprawdę spora ilość.

Następnym etapem było losowanie wielu naprawdę wspaniałych nagród wśród wszystkich uczestników biegu na 10 kilometrów, którzy ukończyli ten dystans. Wśród nich znalazł się nawet samochód - Smart ForTwo Coupe. Maratończycy mogli zaś wygrać jeden z nowych modeli Mercedesa. To losowanie odbyło się jednak trochę później. Bardzo miłym zaskoczeniem była także masa różnych stoisk reklamowych z darmowymi próbkami produktów. Dzięki temu załapaliśmy się na jakieś darmowe batony czy napoje. Mała rzecz, a cieszy. 

Moim zdaniem, organizatorzy Orlen Warsaw Marathon udowodnili, że zasługują na organizację mistrzostw Polski w maratonie. Niewiele imprez biegowych na świecie organizowanych jest z takim rozmachem i start w tym biegu jest naprawdę bardzo ciekawym i miłym doświadczeniem. Na dodatek można jeszcze wygrać super nagrody. Jeżeli dodamy do tego fakt, że dzień wcześniej zorganizowano darmowy, charytatywny marszobieg ze Starego Miasta do Stadionu Narodowego, to naprawdę trzeba sobie zadać pytanie, co można by jeszcze dodać w trzeciej edycji. Nie ukrywam, że z niecierpliwością będę na nią czekał. Termin biegu wyznaczono na 26 kwietnia 2015 roku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz