22 czerwca postanowiłem wystartować w biegu na 10 kilometrów w
ramach imprezy InterRun Kraków. Przyznam szczerze, że udział w tych
zawodach był zupełnie spontaniczną decyzją. Jako, że w tym okresie byłem
w Zakopcu, żeby trochę połazić po górach, stwierdziłem, że jest całkiem
fajna okazja, żeby zahaczyć w okolicy o jakiś bieg. Tak się akurat
złożyło, że najciekawszą imprezą wydawał się być bieg InterRun
organizowany w Krakowie. Termin pasował mi idealnie, bo i tak tego dnia
wracałem z Zakopanego, a sam opis biegu wskazywał, że może to być
całkiem sympatyczna impreza.
Do Krakowa dotarłem trochę na wariata. Był to okres powrotów z
długiego weekendu, ale na szczęście udało mi się jeszcze zdążyć przed
korkami. Jednak pierwszym wyzwaniem okazało się znalezienie
jakiegokolwiek wolnego miejsca do parkowania w okolicy krakowskiego
Rynku. Po kilkunastu minutach krążenia po różnych uliczkach powoli
traciłem nadzieję, ale na szczęście udało się znaleźć jakąś małą dziurę,
gdzie można było zostawić auto. Mój zegarek wskazywał godzinę 11:30. Do
startu biegu pozostało już tylko 30 minut. Na szczęście pakiet startowy
odebrałem parę dni wcześniej, kiedy akurat byłem w Krakowie, dlatego
byłem już w pełni ubrany i przygotowany do biegu. Myślę, że jest to
dobry moment, żeby powiedzieć coś o samym pakiecie startowym. W pakiecie
znalazł się tradycyjnie numer startowy z wbudowanym chipem i agrafki, a
dodatkowo bardzo fajna koszulka techniczna (jeżeli wierzyć cenie na
opakowaniu o wartości około 20 euro), jakiś izotonik w proszku oraz
balsam do bielizny sportowej (prawdę mówiąc nie mam pojęcia co to jest).
Jednym z mankamentów biegu był obowiązek startu w koszulce dostarczonej
przez organizatora. Na szczęście koszulka była super jakości, a
rozmiarówka dość szeroka, dlatego nie było to jakimś dużym obciążeniem.
Co prawda przyzwyczaiłem się już do startów w mojej klubowej koszulce,
ale raz można się poświęcić :)
Kiedy dotarłem na rynek do startu biegu pozostało 15 minut. Moim
oczom ukazała się olbrzymia kolejka do toalet. Było widać, że część
biegaczy na pewno nie wyrobi się do 12:00. Kawałek dalej można było
zobaczyć troche mniejszą kolejkę do depozytów. Oddawanie rzeczy do
depozytów, także nie było zorganizowane najlepiej. Niby podzielono
kolejki według numerów, jednak tak naprawdę większość biegaczy nie
wiedziała, w której kolejce stanąć, ponieważ kartki z podziałami
znajdowały się na stolikach, przy samym początku kolejki i nie były
zupełnie widoczne z daleka. W związku z tym wielu biegaczy stało w złych
kolejkach, a wolontariusze musieli później i tak obsługiwać nie swoje
sektory, żeby nie pomieszać rzeczy. Jednym słowem oddawanie rzeczy do
depozytu nie odbywało się tak płynnie jak powinno.
Około 11:55 udało mi się w końcu oddać moje rzeczy i ruszyłem w
kierunku startu. Pogoda była całkiem niezła do biegania. Było dość duże
zachmurzenie, a temperatura nie była szczególnie uciążliwa. Przed
biegiem otrzymałem informację, że biegacze zostaną podzieleni na strefy
startowe według numerów i strefy te będą puszczane w małych odstępach,
tak aby biegacze nie tłoczyli się w początkowej fazie biegu. Jednak nie
dojrzałem żadnego takiego podziału i skończyło się na tym, że każdy
ustawiał się tam gdzie chciał. Punktualnie o 12:00 bieg wystartował.
Zawodnicy mieli do wyboru dwa dystanse - 5 lub 10 kilometrów. Ja
wybrałem oczywiście mój ulubiony dystans, czyli 10 kilometrów. Prawdę
mówiąc, nie wiem jak było z tym startowaniem poszczególnych stref w
małych odstępach, bo miałem wrażenie, że wszyscy biegacze wystartowali
jednocześnie. Dla mnie nie było to problemem, ale troszkę nie rozumiem,
po co organizatorzy zapowiadają takie rozwiązania, skoro później i tak
ich nie stosują.
Fakt faktem, tuż po wybiegnięciu z rynku zrobiło się tak tłoczno, że w
jednym miejscu musiałem się na chwilkę zatrzymać i poczekać, żeby wbiec
w jakąś węższą uliczkę. Dalej obyło się już jednak bez większych
problemów. Trasa biegła przez zacienione Planty, aby później skręcić na
Bulwary Wiślane. Tuż przed tym skrętem doszło do rozdzielenia trasy na 5
i 10 kilometrów. Ci co biegli na 5 ruszyli od razu z powrotem w stronę
rynku, a ci co na 10 zbiegli na Bulwary Wiślane. Bieg bulwarami okazał
się jednak sporym wyzwaniem. Zza chmur wyłoniło się słońce i zrobiło się
naprawdę ciepło, a do tego było dość bezwietrznie. Nienawidzę takiej
pogody. Jednak na szczęście na 5 kilometrze znalazł się jakiś punkt z
wodą, dlatego udało mi się trochę ochłodzić. Po przebyciu bulwarów trasa
dalej prowadziła uliczkami w stronę Rynku Głównego. Pod koniec znowu
przebiegała przez Planty, z których skręcała w stronę samego Rynku. Po
przekroczeniu linii mety wszyscy biegacze otrzymali medal, wodę
mineralną i pysznego, świeżego precla.
W obydwu biegach wystartowało ponad 2300 biegaczy. Poza tym
zorganizowano jeszcze różne biegi towarzyszące i organizator stwierdził
na swojej stronie, że 22 czerwca w Krakowie pobiegło 4,5 tysiąca
amatorów biegania. Całkiem nieźle. Ja osobiście, mam dość mieszane
uczucia po tym biegu. Z jednej strony organizacja całego zaplecza
okazała się niewystarczająca jak na tak dużą liczbę uczestników, z
drugiej jednak strony sama trasa biegu była naprawdę bardzo sympatyczna,
a finisz na krakowskim Rynku to naprawdę bardzo fajne przeżycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz